Legenda sojuszu



...
O Zakonie wiedzieli wszyscy, nikt jednak (przynajmniej wśród pospolitych zjadaczy chleba) nie wiedział nic dokładnie. Najczęściej dyskutowano o nim po knajpach, szynkach, miejskich straganach... Jedni opowiadali ze strachem, inni z podziwem, co jakiś czas trafiał się ktoś, kto jakoby sam do Zakonu mógł należeć, ale ostatecznie nie zechciał. Kwitowano to zawsze, nerwowym, wymuszonym śmiechem, nie wiedząc do o końca, czy gość ma bujną fantazję, czy może faktycznie ma kontakty i należy takiego traktować ostrożnie.

A prawda o Zakonie była taka, iż założyło go siedem zaufanych i oddanych królowi osób. Byli to głównie wyższej rangi żołnierze, ale też osoby ze świty dworskiej, a nawet jedna osoba zgłębiająca tajniki magii.

Ta swoista mieszanka magii, wojennych arkanów, wywiadu, polityki i ekonomi, miała decydujący wpływ na charakter powstałego Zakonu. Od początku powstania, z racji zaufania jakim obdarzali go kolejni królowie, Zakon miał decydujące słowo w sprawach wagi państwowej i pośrednio stał się przyczyną takiego a nie innego losu, jaki spotkał Królestwo.

Królestwo było zadrą w ciele dla dwóch mocarstw Praggi i Cesarstwa Niżu, które co prawda nie graniczyły z nim, nie mniej jednak były bardzo zainteresowane tym, co się dzieje w Tarnagalu. Zakon dzięki łączeniu sił militarnych z magią, przez długie lata skutecznie odpierał ich intrygi i pomniejsze ataki. Pierwszoplanową postacią w Zakonie była kobieta - Verdish. Różnie ją nazywano: czarownicą, wiedźmą jasnowidzącą, wampem czy bezbronną białogłową i każde z tych określeń byłoby po części zgodne z prawdą. To ona nadała szlif organizacji poprzez wplecenie w jej życie codzienne białej magii (podobno tylko białej, ale ja sam nie jestem tego tak do końca pewien). To właśnie magia sprawiła że członkowie Zakonu przestali być zwykłymi ludźmi i dla dobra ogółu postanowili okryć siebie i Zakon mgłą tajemnicy. Zakon, jak już pisałem, składał się z 7 założycieli, którzy wyuczyli sobie 14 uczniów, a każdy z nich miał po 2 pomocników. To pomocnicy mieli być uchem i okiem Zakonu, to oni wtapiali się pośród zwykłych mieszkańców i to od nich pochodziły najświeższe informacje dotyczące wszystkich dziedzin życia w państwie. Jednym z założycieli był Kanclerz Drakken, on odpowiadał za wywiad i kontrwywiad zagraniczny, do spółki ze mną a byłem odpowiedzialny (i to zarówno w Zakonie jak i w życiu cywilnym, jeśli tak można powiedzieć - byłem jednym z generałów armii) za szeroko pojęte przygotowanie armii królewskiej do działań wojennych. Byliśmy odpowiedzialni za politykę wojenną kraju, bo, jak wiadomo, nie ma pokoju bez wojny. Pozostałych 4 członków założycieli Zakonu, o których dla ich dobra na razie nie wspomnę, zajmowało się ekonomią i wojskowością, w każdym bądź razie, reprezentowaliśmy jako Zakon wszystkie najistotniejsze dziedziny życia, a w razie potrzeby każdy z nas był przygotowany do samodzielnego prowadzenia Zakonu (a także Królestwa). Ku ironii losu to ta doskonała organizacja, samokontrola, nieomylność przez wiele lat doprowadziła nas i Królestwo do... zagłady. Na jednym z comiesięcznych zebrań wraz z Królem została zatwierdzona uchwała według której mieliśmy wdrożyć w życie akcję Klin. Z grubsza miała ona polegać na założeniu odpowiednika naszego Zakonu w odległym niedużym państwie Roztalia, graniczącym z Cesarstwem Niżu. Zakon ten - młodszy brat naszego - miał świadczyć usługi obronne, doradcze dla swojego gospodarza, nam zaś miał dostarczać niezbędnych informacji o poczynaniach Niżowców. Nie będę tu opisywał kto po naszej stronie zawinił i jak doszło do zdrady, ważne że doszło. Wszystko zaczęło się od jednego z uczniów Zakonu, Bernarda Gurcke, oddelegowanego do tworzenia struktury Zakonu w Rozalii. Został on dosyć szybko przekupiony i zwerbowany przez wrogą organizację Cesarstwa. Następnie przez 3 lata uczeń ten - a trzeba mu oddać że bardzo pojętny i budzący zaufanie - stopniowo przenikał przez nasze struktury i osiągał coraz to wyższą rangę. Szczególnie dokładnie studiował magię w której arkanach prześcignął nie jednego z założycieli Zakonu.

Źródłem potęgi magicznej, którą władaliśmy, były Entynis - święte zwoje z zapisanymi podstawami magii, regułami postępowania, opisem działań zaklęć i wymaganiami niezbędnymi do ich zrozumienia i użycia. Entynis same w sobie nie ukazywały nic, gdyż niezbędne do ich przeczytania, a tym bardziej zrozumienia i użycia były - klucze - Grale. Cesarstwu Niżowców, dzięki przeniknięciu do Zakonu w Rozalii i pomocy podłego Gurcke udało się przechwycić 11 z 12 Grali, Entynis nad których renowacją, odtworzeniem i zrozumieniem spędziła tyle lat Verdish stały się w jednej chwili nieprzydatne - wszystkie, z wyjątkiem jednej. Tym samym działalność naszego Zakonu została sparaliżowana a Niżowcy przystąpili do ofensywy… a porę wybrali również wyśmienitą. Naród właśnie hucznie obchodził rocznicę ożenku pierwszego Króla - tygodniowe Święto Królewskie. Bawiono się i pito, odwiedzano dalekich krewnych i przyjaciół. Większa część armii, uśpiona dłuższym pokojem, została na święta rozpuszczona do domów, a Zakon… Zakon bawił się również. Część członków pojechała do rodzin, część bawiła się na zaproszeniach lokalnych książąt. Verdish, Drakken i ja byliśmy w letnim zamku Zakonu na wschodnich rubieżach kraju. To co się wówczas stało przerasta wyobrażenia normalnego człowieka. Z kwitnących miast, grodów i wsi nie został kamień na kamieniu, zaatakowano nas równocześnie z dwóch stron przez Niżowców i Praggię. Mężczyzn i dzieci bez skrupułów mordowano na miejscu, kobiety gwałcono, uprowadzano lub również mordowano. Nie było pochówków, grobów ani żadnych innych ceregieli. Wrogim armiom zależało bardzo, aby szybko dotrzeć do stolicy i Królewskiej Cytadeli, zwanej twierdzą Bolroth, gdzie również znajdowała się główna siedziba Zakonu. Stolica została dosłownie zmieciona z powierzchni ziemi, mówi się, iż najemnicy wrogów mieli obiecany pryz ze złupionych terenów. Twierdza Bolroth opierała się do końca, jednak została wysadzona w powietrze. Może nawet obrońcy zamku sami to uczynili - tak głosili najeźdźcy, innych świadków nie było…

Ogółem wymordowano niemal połowę z ponad 370 tys. mieszkańców państwa. Gurcke, lękając się o siebie, zajął się ściganiem swoich niedawnych kompanów. W końcu wojna dotarła do wschodnich rubieży. Po 43 dniach oblężenia sytuacja naszej trójki i garstki załogi zamku stała się beznadziejna. Tylko temu że Verdish zgłębiała właśnie tajniki 12 Entynis i miała 12-ty Grall podjęliśmy szybką decyzje o wypróbowaniu teleportacji w czasie, siebie i załogi zamku. Zaczęliśmy od próby teleportacji zaocznej - (na podstawie zaklęć i reguł o podobnej specyfice) reszty założycieli Zakonu. Do dziś dnia nie znamy losów reszty członków Zakonu, czy przeżyli atak? Czy zostali teleportowani? A jeśli tak, to gdzie i w jaki czas? To są pytania bez odpowiedzi. Przyszła kolej na nas. Ze strachem i nieufnością, przygotowaliśmy się do magicznej ceremonii. Zostaliśmy teleportowani najdalej w czasie jak pozwalały nam nasze umiejętności - niewiele ponad miesiąc... To, co zastaliśmy na miejscu nie tak dawno kwitnącej krainy, wołało o pomstę do nieba. Opustoszały kraj, ruiny, bieda i choroby, przeróżnej maści maruderzy i zbójy, których podczas samej drogi do sąsiadującego od wschodu neutralnego górskiego księstwa, zasiekliśmy z garstką teleportowanych żołnierzy Gwardii, przynajmniej dwie setki. Wszędzie spotykaliśmy okaleczonych ludzi, stada kruków, watahy wilków, zatruta woda i smród z rozkładających się szczątków był naszym chlebem powszednim... bogowie, cóż to była za podróż... Spędziliśmy pół roku, ukrywając się w górach, zanim powoli doszliśmy do siebie, mało tego, udało się nam zastawić zasadzkę na depczącego nam po piętach Gurtę, wybiliśmy do cna oddział zbrojnych liczący 34 głowy ale w ręce wpadł nam tylko jeden ze sługusów Bernarda. To od niego "siłą perswazji" po kilku dniach "namawiania" przy pomocy różnych instrumentów zwiększających prawdomówność, dowiedzieliśmy się rzeczy które z początku trudno było nam pojąć. Według sługusa Bernarda o imieniu, czy też nazwisku Szelhost główna przyczyną ataku na nasz kraj i Zakon, wcale nie była chęć podboju nowych ziem przez 2 mocarstwa. Człowiek ten, pomimo "argumentów" upierał się, że z Gurcke nawiązali kontakt" wspaniali ludzie w pięknych strojach ze szklanymi czapkami i przeraźliwą bronią". Dowiedzieliśmy się że jakoby ludziom tym, którzy opowiadali że przylecieli z odległych krain przyszłości, bardzo zależało na tym aby zniszczyć nasz Zakon i w szczególności zdobyć lub zniszczyć wszystkie Entynis lub przynajmniej Grale. Obiecywali przy tym Bernardowi, według słów wypytywanego sługusa, jakieś nie wyobrażalne skarby i potężną, niewysłowioną moc. Wysłaliśmy do Bernarda gońcem paczkę z uszami i palcami lewej ręki (z pierścieniem) Szelhosta, z prośbą o wyjaśnienia i o dziwo Gurta zareagował jak zwykły człowiek. Odesłał z powrotem grube pismo, w którym prosił o darowanie życia Szelhostowi... Ponadto napisał o tym, że przesyła nam żądane informacje jedynie dlatego, że jest święcie przekonany o naszej rychłej śmierci. Językiem jak najbardziej wyrazistym i prostym potwierdził słowa sługusa i dodał nieco brakujących wątków , mianowicie ludziom z przyszłości bardzo zależało na naszej zagładzie gdyż podobno nie bardzo im się podobały następstwa działalności naszego Zakonu a w szczególności osiągnięcia naszej białej magii, która podobno nie dawała temu towarzystwu zawładnąć większą częścią cywilizacji ludzkiej. Poszukiwania naszych kompanów z Zakonu nie powiodły się... Nigdzie nie mogliśmy natrafić na chociażby ślady po nich, zapadli się pod ziemie i to pewnie nawet dosłownie. Ponieważ Gurta naprawdę dobierał nam się do skóry, przy pomocy całej zwycięskiej armii pozostało nam tylko jedno wyjście. Jednogłośnie postanowiliśmy, przy pomocy magii teleportacyjnej, udać się do czasu z którego przybyli niezwykli wojownicy pomagający Gurcie unicestwić Zakon. Łudząc się tym, że zawsze istnieje jakaś szansa na naprawę tego co zostało zburzone, Verdish rzuciła potężne zaklęcie, które przeniosło nas w czasie i przestrzeni. Chcieliśmy dowiedzieć się, dlaczego komuś tak bardzo zależało na naszej zagładzie, ale PRZEDE WSZYSTKIM mając przed oczyma los tysięcy pomordowanych i skrzywdzonych ludzi, chcieliśmy UKARAĆ WINNYCH!!!

I tu już kończy się ta przydługa historia a zaczyna nowa pisana co dnia, jesteśmy w waszym świecie od ponad roku poznaliśmy już wystarczająco reguły panujące w tym czasie. Szukamy prawdy - nie chcemy krzywdzić niewinnych. Szukamy naszych zaginionych towarzyszy - którzy jeśli żyją, mogą po nieudolnej teleportacji nawet nie pamiętać kim byli. Każdy z Was mógł być jednym z nas, dołączcie do nas pomóżcie nam Ukarać Winnych a przekonacie się, że wino zemsty może mieć całkiem słodki smak...

Tajny Zakon Rycerzy Królestwa trwa. Przekroczyliśmy bramy czasu, by dokonać srogiej pomsty... a nasze imię VENDETTA!!!!

Wstąp do nas a zyskasz kompanów do śmierci, zyskasz siłę, pomoc i obronę przed wrogami. Pomożemy Ci szukać prawdy i utworzyć nowy porządek Świata w którym panuje ład i równość.

Van Gawron 2007 UNI 55